Archiwum
Partnerzy

Jak umierają partie polityczne

„Jak umierają partie polityczne”

W ponad 25 – letniej historii odrodzonej Polski mieliśmy do czynienia z wieloma partiami, ugrupowaniami politycznymi, które trwały, rządziły i znikały. Część się tylko pojawiała i nic nie osiągnąwszy, rozpływała się w niebyt. Politolodzy i różnej maści recenzenci prześcigali się w opisach i rozważaniach: dlaczego zdechło teraz, co było powodem, kto był katalizatorem rozłamu? I jeszcze setki podobnych pytań.

Ale żaden z nich do tej pory nie był łaskaw znaleźć i opisać właściwych przyczyn upadku Unii Wolności, AWS-u, ROP-u, ZCHN-u, KPN-u, i wielu innych. A tak naprawdę przyczyna zawsze jest taka sama – jak cię widzą tak cię piszą. I nie chodzi tu o dziennikarzy, bo oni mają swój rozum i postrzeganie. Chodzi o zwykłych ludzi, jakiegoś Kazika, Czesia czy Hanię. Oni najpierw głosują, najczęściej nie zdając sobie sprawy na co i na kogo, a dopiero potem wyciągają wnioski. I niestety dla większości ugrupowań – również konsekwencje.

A skąd wiedzą, że źle zagłosowali? Przecież na co dzień nie interesują się polityką, nie śledzą na bieżąco pracy posłów, nie czytają świadomie gazet i nie oglądają politycznej publicystyki w telewizji.

Skąd wiedzą, że źle zagłosowali? Z symbolicznego przekazu.

Otóż, gdy taki Czesio oddał swój głos na Ruch Palikota, czyli również na mnie, to tak się złożyło, nie przez przypadek, że nie miał okazji zobaczyć mnie w TVN-ie, w „Kawie na ławę”, usłyszeć mnie w porannym programie radiowej Jedynki, czy w programach misyjnych Programu Trzeciego Polskiego Radia lub Radia Zet. On miał okazję zobaczyć i usłyszeć wyłącznie takich „tuzów intelektu” jak Rozenek, Dębski, czy Ryfiński. Ja, oglądając ich „występy” w mediach, jako klubowy kolega za każdym razem czułem wstyd i zażenowanie. Protestowałem przeciwko tej sytuacji, jednak to oni byli bliżej ucha szefa. Gdy zacząłem domagać się normalności to mnie usunięto z klubu i partii. A oni dalej mogli bezkarnie pleść swoje dyrdymały, nieświadomie ośmieszać siebie i cały Ruch, wysyłając w świat przekaz – poseł Ruchu to polityczny głupek. Poziom zero.

Tak więc partia osiąga swój kres nie dlatego, że zaproponowała błędną ustawę. I nie dlatego, że któryś z partyjnych liderów się napił i schlany leżał na podłodze. Nawet nie dlatego, że ktoś zostawił żonę i dwójkę dzieci dla młodszej kochanki. Albo kochanka. Partia przegrywa bo jest oceniana tak jak jest widziana poprzez swoich reprezentantów. Jak łatwo zauważyć, Ruch Palikota osiągnął swoje sondażowe zero po popisach takich „gwiazd” jak Borkowski, Ryfiński, Dębski czy Rozenek. A cudowne „dziecko” Ruchu, EUROPA+ – swój finał zaliczyła przez oratorskie popisy Nowackiej, Kwiatkowskiego, Hartmanna, i po części Marka Siwca.

Tak się składa, że dwa lata temu wstąpiłem najpierw do klubu poselskiego SLD, a następnie do partii. I co widzę? To samo. W mediach brylują ci, których tam nie powinno być. Gawkowski, Czarzasty, Piekarska, Balt. Tutaj dwa cudowne przykłady. Pierwszy – po jedynym tajnym posiedzeniu Sejmu VII kadencji w sprawie immunitetu Kamińskiego, wysyłany do mediów był niejaki Gawkowski, który nie jest posłem. Jak łatwo się domyśleć, nie słyszał tego co było na obradach. I nie dziwi to, że łaził wszędzie gdzie się dało i pieprzył głupoty. Dziwi to, że nie miał za grosz powagi i honoru, aby ustąpić miejsce któremuś z trzech posłów SLD, którzy jego oratorskie występy mieli okazję w mediach wysłuchać spędzając wieczór w pokojach Domu Poselskiego. Drugi przykład – niejaki Balt przyjął zaproszenie do TVP INFO w sprawie pakietu kolejkowego i nie pozostało mu nic innego jak łypać oczkami i grzecznie słuchać tego, co mają do powiedzenia posłowie innych ugrupowań. Bo nie był łaskaw zaszczycić ani razu swoją obecnością posiedzeń Komisji Zdrowia, której jest członkiem, gdy pakiet ten był omawiany i procedowany. Tak więc jako SLD daliśmy popis: antynarracji, antykompetencji, antyprofesjonalnej formacji lewicowej. Takich przykładów są setki.

Mniej więcej rok temu, w gronie kilku kolegów odbyła się prywatna rozmowa z rzecznikiem prasowym klubu SLD – posłem Dariuszem Jońskim. Zapewniam Państwa, że Darek opanował już prawie wszystkie daty z historii Polski, i nie był to temat rozmowy. Poprosiliśmy rzecznika, aby w każdej wypowiedzi podsuwał pytającym dziennikarzom nazwisko przynajmniej jednego posła, który zajmuje się daną materią. Przykład: jak Pan leczy kaca? Odpowiedź: ja kaca nie miewam, bo….. ale np. Piotrek Chmielowski ma rewelacyjną metodę o której chętnie Wam opowie.

Sugerowaliśmy i prosiliśmy, aby przy okazji omawiania polskich systemów obronnych, wspomniał nazwiska posłów Wziątka lub  Zaborowskiego, którzy tematem zajmują się od lat i mają różne spojrzenie na te sprawy. W odpowiedzi usłyszeliśmy: jasne, ok. Dzięki Darkowi żaden z nas nie miał okazji i szansy wypowiedzieć się merytorycznie w mediach.

I od tego czasu nie padło ani jedno nazwisko.

Gdy Sejm pracował nad ustawą in vitro, miałem okazję i zaszczyt pracować w podkomisji ds. tej ustawy. Logicznym następstwem byłoby, gdybym był klubowym narratorem tego tematu.

Jednak nie. Darek w pięciominutowym wstępie podczas konferencji powiedział wszystko: na temat stanowiska SLD do  ustawy, przebiegu prac, itp. Do tego stopnia, że mnie nie pozostało już nic do dodania. Za wyjątkiem pokazania, że ustawa ta jest napisana w opasłym tomisku. Po uchwaleniu tej ustawy, ponownie wystąpiliśmy na konferencji prasowej, na której Darek mówił, mówił i mówił. A jak już wszystko powiedział, oddał mi głos. Pozostało mi powiedzieć: „Dziękuję”.

Jak to dobrze mieć wygadanego rzecznika.

Skoro nie można przebić się w mediach centralnych to zdolny poseł powinien przebić się w mediach lokalnych. I tu znowu niespodzianka. Po bardzo krótkim paśmie sukcesów, na początku kadencji, oczywiście jeszcze w Ruchu, lokalne media zostały przekazane niejakiemu Borkowskiemu. Nie ma sensu pastwić się nad poziomem człowieka, który nie ma matury i ma kłopot z ułożeniem poprawnego szyku zdań (dziś jedynka Zjednoczonej Lewicy  w Zagłębiu). W kwestii decydowania o śląskich mediach Borkowski miał tylko dwa cele. Pierwszy, to żeby Chmiel (to ja) nie mógł „gwiazdorzyć”. I drugi, żeby jak najczęściej pokazywać swoją twarz w telewizji. Bo może ludzie zapamiętają. No i zapamiętali pana z Ruchu, tego od „aaaaaa”, „yyyyyy”, i „obwodnic autostrad”. Cele osiągnięte. Pełny sukces.

Po moim przejściu do SLD sytuacja nie tylko się nie zmieniła, ale wręcz pogorszyła. Bo w SLD, śląski „baron” Balt otwarcie powiedział: nie będzie Chmielowskiego w mediach. Najprawdopodobniej pamiętał kilka spotkań ze mną w telewizji i w radiu, kiedy jego twarz zalewała się purpurą i wstydem. Bo tak naprawdę nic nie umiał. I stan ten trwa do dziś. Ze stratą dla SLD.

Tak więc wykreowała się nowa grupa lokalnych gadaczy medialnych, którzy w mojej ocenie mają elementarne problemy ze zrozumieniem treści: i pytań i swoich odpowiedzi na nie. W tym środowisku prym wiodą niejaki Niedziela i Karolczak.

Skutki uboczne takiego postępowania?

Redaktorzy telewizyjni, radiowi i prasowi nie tylko przyzwyczaili się do poziomu „orłów”, ale wręcz ich pożądają. Udzielając bezpłatnej rozrywki kabaretowej nie tylko sobie ale przede wszystkim telewidzom. Z kolei tam, gdzie redaktorom nie zależy na tandetnej rozrywce, skutecznie izolują przedstawicieli danych partii, na zasadzie „klaunów nie chcemy”. Klasykiem w tej kwestii jest redakcja Dziennika Zachodniego, która opisuje SLD tylko i  wyłącznie poprzez wpadki. I tak dla przykładu, „baron” Balt awansował na szpalty za to, że nie wiedział jak nazywa się obecny wojewoda śląski. Radni SLD w Częstochowie zostali dostrzeżeni dopiero gdy zgłosili pomysł mistrzostw świata w ustawkach kiboli.

I taki przekaz idzie w Polskę. Nic dziwnego zatem, że potocznie na Sejm RP mówi się „cyrk na Wiejskiej”.

Zakładając, że nie istniejąca już w życiu politycznym Samoobrona miała swoje twarze w postaci Łyżwińskiego, Beger, itp., to wiadomo dlaczego osiągnęła poziom zero. Wprawdzie trzeba przyznać, że trwało to długo, ale się udało. Teraz te mechanizmy kręcą się szybciej.

I kiedy się zacierają?

Zawsze w wakacje. Otóż w wakacje telewizje i radia nie nadają programów misyjnych. Zatem towarzystwo nie może robić z siebie głupków. Ludzie zapominają, słupki rosną. Posłużę się klasycznym przykładem. Rok 2012. Słupki Ruchu Palikota. Po wyborach poparcie dla RP rosło nieprzerwanie do przełomu lutego i marca. W tym momencie mediami zawładnął Rozenek i „wypłynęli”: Dębski, Ryfiński, Borkowski. Sondaże zareagowały spadkiem poparcia, aby pod koniec lipca osiągnąć poziom 5% (z 17%). Przez wakacje wzrosło do 8% (wrzesień). Ale nie był to wynik pracy medialnej, polepszenia nastrojów, tylko efekt ciszy w eterze. Jesienne otwarcie przywróciło słupki do normy (3-5%).

Co natomiast czeka zjednoczoną lewicę?

Po zjednoczeniu nastąpił naturalny wzrost sondaży w wakacje. Z jednej strony była to nowość – coś robimy wspólnie, razem – co cieszyło się „naturalnym” zainteresowaniem mediów, z drugiej strony ludzie nie widzieli w mediach Czarzastego, Piekarskiej, Palikota, Balta i innych. Słupki wzrosły. Niestety każde wakacje się kończą. Towarzystwo rzuciło się do roboty. Efekt – zawirowania w sondażach. Nie wiadomo, czy Zjednoczona Lewica ma 4% czy może 11%. Nie wiadomo, wsłuchując się w słowa liderki, czy ZL jest za podatkiem liniowym, czy za progresywnym. Czy popieramy podatek katastralny, czy nie. Część naszych liderów jest za, część jest przeciw. Tak naprawdę nie wiadomo o co chodzi, ale najważniejsze  – jak część naszych „orłów” zobaczy sitko mikrofonu albo obiektyw kamery, to zaczynają mówić, mówić, i mówić. I niekoniecznie przy tym myśleć.

Podsumowując, niedawno dowiedziałem się, że Sekretarz SLD Krzysztof Gawkowski napisał książkę. Bazując na własnym doświadczeniu wiem, że zanim napisze się książkę, to najpierw kilka trzeba przeczytać. Czy kampania parlamentarna będzie zwycięska dla lewicy? To akurat zależy wyłącznie od tego, kogo ludzie usłyszą w radiu i zobaczą w telewizorze. Prawica już dawno doszła do tych wniosków i pobrała lekcję. I nie zobaczymy już w mediach np. Patryka Jakiego, Krystyny Pawłowicz. Skutecznie schowano Macierewicza (a efekt jego ostatniego „wypłynięcia” od razu było widać w słupkach). Koalicja nie porywa dziś wyborców swoim programem i merytorycznym przekazem. „Gra się” na populizm, puste frazesy, szczuje się PIS-em i premierem Kaczyńskim z jego kolejną Rzeczpospolitą – to, według przekonania „wizjonerów” z ZL, najbardziej prymitywne, skrajne i fobiczne uczucia wyborców mają być kluczem do Sejmu dla lewicy.

FacebookTwitterGoogle+