Wszystkie media, także te społecznościowe, pełne są komentarzy i artykułów dotyczących klęski Zjednoczonej Lewicy w wyborach parlamentarnych w dniu 25.10.2015. Każdy kto ma dostęp do Internetu snuje swoje teorie i udowadnia wszystkim, że to akurat on ma racje.
Są oczywiście komentarze głupie, jest wiele trafnych. Jednak do tej pory nie spotkałem ani jednego, który odnosiłby się w sposób pewny i kompleksowy do całości chocholego tańca zakończonego spektakularnym upadkiem lewicy.
W opisach przyczyn rozpocznę od końca. Już po wyborach, kiedy znane były wyniki, jeden głupiec „z władz SLD” oskarżył Wincentego Elsnera i innych posłów, którzy wycofali swoje kandydatury z list, że to oni doprowadzili do klęski koalicji Zjednoczonej Lewicy. Ponieważ odmówili startu w wyborach i nie zdobyli tych głosów, które umożliwiłyby pewne wejście do parlamentu autorowi tych oskarżeń. Nic bardziej mylnego. Nawet gdyby niestartujący posłowie, i ci, którzy startowali a nie przyłożyli się do kampanii, np. ja (ograniczyłem się tylko do przejścia przez targi miejskie i pożegnania się z wyborcami), to nadal zabrakłoby kilkadziesiąt tysięcy głosów. Ponieważ nie jest to podstawowa przyczyna klęski.
Podstawą klęski Zjednoczonej Lewicy była bardzo prosta filozofia: tak cię piszą jak cię widzą. Klasycznym dowodem tego zjawiska jest Artur Dębski, o którym przeczytacie w załączniku.
Otóż, jeżeli wyborca widzi głupa w telewizji albo słyszy głupa w radiu to po prostu uznaje, że cała formacja to głupy. I na nic zdają się żale i płacze, że to jakiś Adrian Zandberg z powodu kilku wypowiedzi zatopił lewicę w Polsce. To nie on przegrał debatę. On ją wygrał, chociaż był słaby i do ogrania. Po prostu jego adwersarze byli śmieszni (że nie użyję słowa prymitywni). W tym również przeceniana, pozłacana gwiazdka lewicy operująca wyłącznie pustosłowiem. Ale ona tak naprawdę była już tylko epilogiem pośmiewiska medialnego jakim przez wiele lat raczyli nas geniusze intelektu spod znaku Ruchu Palikota bądź SLD.
Gdy byłem w Ruchu, podczas kampanii w 2011 nikt w województwie śląskim nie chciał chodzić na debaty do mediów, bo się bał albo wstydził. Chodziłem więc sam, dyskutowałem odpierając ataki na założenia programowe Ruchu. Dawałem sobie radę i wyrobiłem sobie markę. Po wyborach, nagle wszyscy chcieli być w mediach. Zazdrościli, że ktoś pokazuje gębę i mówi coś mądrze. I zawłaszczyli. Borkowski śląskie media, Rozenek i Dębski krajowe. Na Śląsku twarzą Ruchu został człowiek bez matury, który nie tylko mówił bez sensu, ale ledwie dukał zdania. Mniej więcej w tym samym czasie SLD zaproponowało swojego nowego medialnego lidera, który chyba postawił sobie za punkt honoru dorównać w bełkocie Borkowskiemu. Tą gwiazdką medialną SLD był Balt. Już wkrótce duet ten stał się ulubieńcami dziennikarzy, którzy w kuluarach komentowali kolejne ich lapsusy słowne i pustosłowie. Stali się pożądanym towarem – naród oczekiwał tandetnej i kabaretowej rozrywki w ich wykonaniu. Nie uwierzycie, ale przetrwali do końca kadencji w swoich przekonaniach. Do tego stopnia, że gdy zmieniłem „barwy” – wstąpiłem do klubu poselskiego SLD, to również miałem szlaban na media.
W krajowych mediach wcale nie było lepiej. Z ramienia SLD w mediach brylował niejaki Czarzasty, Gawkowski, nie wspominając już o rzeczniku prasowym klubu – Dariuszu Jońskim.
Zastanówmy się o czym nasze tuzy medialne mówiły w mediach? Czy ktoś pamięta inną wypowiedź Jońskiego niż tą, która dotyczyła refleksji nad datą wybuchu Powstania Warszawskiego? Albo co miał powiedzieć Gawkowski o tajnym posiedzeniu Sejmu, skoro nie mógł w nim uczestniczyć? Że się odbyło? Zwracam uwagę, że w zanadrzu tego dnia było do dyspozycji mediów aż 4 posłów Sojuszu, którzy brali udział w tym posiedzeniu. I cierpliwie czekali na zaproszenia medialne. Niestety dostęp do TV zawłaszczył Gawkowski. A czy ktoś może zacytować chociaż jedną frazę Czarzastego z programu „Kawa na ławę” – merytoryczną, logiczną – poza postękiwaniami i sileniem się na „setki” w stosunku do innych rozmówców? Chociaż trzeba przyznać, że parę razy udało mu się nie być najgorszym. Niewątpliwie przebijał Dębskiego i Nowacką.
Czy zastanawiał się ktoś z Państwa jak działa Centrum Medialne SLD? Nigdy nie zostałem zaproszony przez to Centrum do programu innego niż w TV Republika. Natomiast Piekarska „łazikowała” często i wszędzie. I inni również, nie zawsze, albo prawie zawsze, nie przygotowani do debat. Włącznie z niejakim Kalitą, który dał się poznać jako „genialny” rzecznik sztabu Magdaleny Ogórek. On też, jak tylko widział sitko mikrofonu albo obiektyw kamery, cedził frazesy rodem z wyborczych ulotek. Ten sam Kalita, po raz kolejny wystawiony na „jedynkę”, tym razem (o zgrozo) w Gliwicach, ujawnił swój kolejny talent. Jako „nadsztygar” w śląskich mediach podjął temat górnictwa tak skutecznie, że branżowi dziennikarze dzwonili do mnie z pytaniem z której choinki zerwał się ten „geniusz”, dla którego nie było problemem „pożenienie” wdrożenia pakietu klimatycznego z obroną polskich kopalń i deputatów węglowych. Taki David Copperfield lewicy – zniknij ciastko i miej ciastko. Gdyby mi 2 lata wcześniej zadano pytanie kto jeszcze dołączy do tego teamu nieudaczników, w ciemno postawiłbym na Jerzego Borkowskiego – geniusza politycznego marketingu bez matury. Jako uzupełniającego cudownie gadające głowy. Kończąc wątek – czy ktoś jest w stanie przypomnieć jakąkolwiek dyskusję w której brał udział członek SLD i ją medialnie wygrał?
Trudno się dziwić, aby ci wybitnie utalentowani geniusze polityczni byli łaskawi dostrzec zagrożenie, jakim w prosty sposób był wybór na „nową twarz” Zjednoczonej Lewicy kobiety, która okazała się klaczą trojańską lewicy. Ponieważ medialnie reprezentowała mniej więcej ten sam poziom, co nasi wcześniej opisani „geniusze polityczni”. Taka mała, słodka tragedia. I co dalej?
Ciągu dalszego na pewno nie będzie, chyba że błyskawicznie i z pełną determinacją wyeliminujemy naszych geniuszy z mediów. Bo tylko w ten sposób lewica może przestać ponosić porażki. W ostateczności zatrudnijmy Zandberga. Ma dobry medialny głos i mówi z sensem. Po krótkim szkoleniu u mnie będzie z niego całkiem przyzwoita medialna wizytówka lewicy.
Pamiętajcie! Jak cię widzą i słyszą, tak cię piszą!